Racnikow spojrzał do przodu. Naliczył dwa ciężkie karabiny maszynowe, dziesięć milicyjnych Octavii, dwadzieścia motocykli, dwie karetki (czyżby Sodanow zamówił jakąś dla siebie?), cztery czarne limuzyny KGB. Spojrzał za siebie – cztery milicje, dwie limuzyny, straż pożarna, wyrzutnia rakiet samosterujących. Jechał pustymi Alejami, które na wszelki wypadek zamknięto dziesięć godzin przed jego przejazdem, paraliżując ruch w stolicy.
— Nikita, postaraliście się z tymi pionierami, dwa rządki, ale między nimi jakieś prześwity... — zauważył biegły w arytmetyce towarzysz pierwszy sekretarz.
— Bo wydaliśmy ograniczoną liczbę przepustek. Tylko dobrym komunistom, nie mogliśmy ryzykować...
— No to na chuj ich było tu stawiać? Jak to wygląda?! Jakby nie było zainteresowania! Trzeba było wszystkich Polaczków zamknąć w domach, byłoby dużo estetyczniej.
— Dziękuję, towarzyszu sekretarzu. Rozważymy taką ewentualność podczas kolejnej wizyty.
Chwilę jechali w milczeniu.
— Sodanow, czy to prawda, że trawa została odmalowana po obywatelskim donosie pewnego internauty?
Grubas wzdrygnął się, dzwoniąc choinką orderów. Kolejna wpadka.
— Przepraszam, towarzyszu. To niedopatrzenie...
— Nieważne, czyje — uciął gensek wielkopańskim gestem — słyszałem, że w Krakowie postaraliście się bardziej, widziałem jak rozwijano tam świeżą darń. Chodzi mi o tego czujnego obywatela. Dajcie mu talony na wódkę, niech wypije za moje zdrowie.
— Obawiam się, że to niemożliwe, towarzyszu. Mamy prohibicję.
— On ma, he, he. Ale jeszcze tylko tydzień. A po tygodniu, chłopina wypije za moje zdrowie.
— Na pewno, towarzyszu!
— Nikita, postaraliście się z tymi pionierami, dwa rządki, ale między nimi jakieś prześwity... — zauważył biegły w arytmetyce towarzysz pierwszy sekretarz.
— Bo wydaliśmy ograniczoną liczbę przepustek. Tylko dobrym komunistom, nie mogliśmy ryzykować...
— No to na chuj ich było tu stawiać? Jak to wygląda?! Jakby nie było zainteresowania! Trzeba było wszystkich Polaczków zamknąć w domach, byłoby dużo estetyczniej.
— Dziękuję, towarzyszu sekretarzu. Rozważymy taką ewentualność podczas kolejnej wizyty.
Chwilę jechali w milczeniu.
— Sodanow, czy to prawda, że trawa została odmalowana po obywatelskim donosie pewnego internauty?
Grubas wzdrygnął się, dzwoniąc choinką orderów. Kolejna wpadka.
— Przepraszam, towarzyszu. To niedopatrzenie...
— Nieważne, czyje — uciął gensek wielkopańskim gestem — słyszałem, że w Krakowie postaraliście się bardziej, widziałem jak rozwijano tam świeżą darń. Chodzi mi o tego czujnego obywatela. Dajcie mu talony na wódkę, niech wypije za moje zdrowie.
— Obawiam się, że to niemożliwe, towarzyszu. Mamy prohibicję.
— On ma, he, he. Ale jeszcze tylko tydzień. A po tygodniu, chłopina wypije za moje zdrowie.
— Na pewno, towarzyszu!
Komentarz