Witam.
Mam Octavie II RS z silnikiem 2.0 TDI 170km 2008r, kod silnika BMN. Może miał ktoś z was już takie przygody, i potrafi chociaż w małym stopniu naprowadzić mnie, co jest z tym autem.
Otóż historia rozpoczyna się w czerwcu. Auto po porządnej kąpieli u mnie na firmie wydało przy odpaleniu dziwne piski, ale niby wszystko ok, silnik chodził równo. Po ok 5 min odjechałem z bazy w kierunku domu, po przejechaniu ok 2-3 km i nagrzaniu się silnika auto bardzo gwałtownie zgasło, zaczęła mrugać kontrolka od świec. Gdy temperatura spadła, auto odpalało bez problemu, ale tylko chodziło na biegu jałowym ( i to też nie zawszę), a przy dodaniu nawet delikatnie gazu od razu gwałtownie gasł. Wskazówka temperatury "pływała sobie" w zakresie +/- 15 stopni. Auto odholowałem na bazę, gdzie postała do godzin późno wieczornych, i problem zniknął (była piękna pogoda, nie padał deszcz). Po tej akcji auto sprawowało się normalnie. W lipcu podczas mocno deszczowego dnia pojechałem autem do Drezna, wszystko było ok, ale niestety odwaliło identyczny numer kilometr przed domem. Gwałtownie zgasło, wskaźnik temperatury pływa, auto odpala dopiero jak ostygnie poniżej 70 stopni. Wtedy zawiozłem auto do warsztatu, mechanik wymienił czujnik temperatury cieczy, i był spokój do października.
W październiku pojechałem wraz z narzeczoną do restauracji, która jest w lasku, i prowadzi do niej poniemiecka kamienna droga, a wcześniej padał deszcz, więc było trochę mokro i kilak kałuż. W drodze powrotnej w połowie tej dróżki skoda umarła ostatecznie. Objawy identyczne: mrugająca kontrolka świec, pływająca wskazówka od temperatury, silnik kręci lecz nie pali, dopiero jak ostygnie, po odpaleniu chodzi tylko na wolnych obrotach, ewentualnie przechodzi w tryb awaryjny.
Po tej akcji auto trafiło do warsztatu. Warsztat "prześwietlił" auto. po podłączeniu komputera wyskakuje błąd czujnika położenia wału, oraz stwierdzono że instalacja idąca do czujnika jest lekko przytarta gdzieś przy silniku. Instalacja została zrobiona, jednak właściciel odsyła mnie do speca od elektryki samochodowej by się upewnić czy to czujnik położenia wału. Elektryk potwierdza diagnozę. Wysyłam auto do kolejnego warsztatu (bo elektryk robi tylko elektrykę, nie mechanikę), czujnik położenia wału zostaje wymieniony. Skoda nie jeździ dalej... Wraca do elektryka który "prześwietla" ją całą, stwierdza że to może być instalacja pod komora silnika, bo jak to mówi: "ten typ tak ma", ale niestety ku jemy zdziwieniu, tam jest wszystko ok. Szuka dalej, i nic, sprawdzał wszystkie czujniki które idą na jednym zasilaniu wraz z czujnikiem położenia wału (bo wg niego to jest też przyczyna pływającego wskaźnika temperatury, mają jedne zasilanie). Auto stało u niego 4 tygodnie, i nic. Auto zawiozłem wtedy do ASO w Lubinie. Tam postawiono diagnozę, że do wymiany jest kołnierz wału korbowego i uszczelniacze. Oczywiście zgodziłem się na wymianę tego. Auto stało tam 10 dni. We wtorek je odebrałem, stwierdzono że usterka, z która przyprowadzono auto została zlikwidowana, natomiast przyczyną wahań wskaźnika temperatury jest walnięty termostat. Ok skoda dojechała do Głogowa (40 km) bez problemu, niby wszystko ok. Postawiłem ją na bazie, by stała w spokoju pod okiem kamery bym się nią zajął dalej. Dzisiaj postanowiłem ją przepalić, i niestety ku mojemu zdziwieniu, po przejechaniu ok 10 km. i nagrzaniu się silnika auto odwala dalej te same numery....
Nie mam już siły do tego auta, bo nawet ASO nie potrafi ogarnąć co w nim siedzi. Auto nie pokazuje żadnych innych błędów prócz czujnika położenia wału. Może ktoś z was spotkał się z podobnym przypadkiem? Serwis zapewnia mnie że wilgoć czy woda to przypadek, ale niestety ja twierdzę inaczej, bo wszystkie "odpały" były bezpośrednio powiązane z wodą. Bardzo prosze was o opinie, podpowiedzi i pomoc.
Mam Octavie II RS z silnikiem 2.0 TDI 170km 2008r, kod silnika BMN. Może miał ktoś z was już takie przygody, i potrafi chociaż w małym stopniu naprowadzić mnie, co jest z tym autem.
Otóż historia rozpoczyna się w czerwcu. Auto po porządnej kąpieli u mnie na firmie wydało przy odpaleniu dziwne piski, ale niby wszystko ok, silnik chodził równo. Po ok 5 min odjechałem z bazy w kierunku domu, po przejechaniu ok 2-3 km i nagrzaniu się silnika auto bardzo gwałtownie zgasło, zaczęła mrugać kontrolka od świec. Gdy temperatura spadła, auto odpalało bez problemu, ale tylko chodziło na biegu jałowym ( i to też nie zawszę), a przy dodaniu nawet delikatnie gazu od razu gwałtownie gasł. Wskazówka temperatury "pływała sobie" w zakresie +/- 15 stopni. Auto odholowałem na bazę, gdzie postała do godzin późno wieczornych, i problem zniknął (była piękna pogoda, nie padał deszcz). Po tej akcji auto sprawowało się normalnie. W lipcu podczas mocno deszczowego dnia pojechałem autem do Drezna, wszystko było ok, ale niestety odwaliło identyczny numer kilometr przed domem. Gwałtownie zgasło, wskaźnik temperatury pływa, auto odpala dopiero jak ostygnie poniżej 70 stopni. Wtedy zawiozłem auto do warsztatu, mechanik wymienił czujnik temperatury cieczy, i był spokój do października.
W październiku pojechałem wraz z narzeczoną do restauracji, która jest w lasku, i prowadzi do niej poniemiecka kamienna droga, a wcześniej padał deszcz, więc było trochę mokro i kilak kałuż. W drodze powrotnej w połowie tej dróżki skoda umarła ostatecznie. Objawy identyczne: mrugająca kontrolka świec, pływająca wskazówka od temperatury, silnik kręci lecz nie pali, dopiero jak ostygnie, po odpaleniu chodzi tylko na wolnych obrotach, ewentualnie przechodzi w tryb awaryjny.
Po tej akcji auto trafiło do warsztatu. Warsztat "prześwietlił" auto. po podłączeniu komputera wyskakuje błąd czujnika położenia wału, oraz stwierdzono że instalacja idąca do czujnika jest lekko przytarta gdzieś przy silniku. Instalacja została zrobiona, jednak właściciel odsyła mnie do speca od elektryki samochodowej by się upewnić czy to czujnik położenia wału. Elektryk potwierdza diagnozę. Wysyłam auto do kolejnego warsztatu (bo elektryk robi tylko elektrykę, nie mechanikę), czujnik położenia wału zostaje wymieniony. Skoda nie jeździ dalej... Wraca do elektryka który "prześwietla" ją całą, stwierdza że to może być instalacja pod komora silnika, bo jak to mówi: "ten typ tak ma", ale niestety ku jemy zdziwieniu, tam jest wszystko ok. Szuka dalej, i nic, sprawdzał wszystkie czujniki które idą na jednym zasilaniu wraz z czujnikiem położenia wału (bo wg niego to jest też przyczyna pływającego wskaźnika temperatury, mają jedne zasilanie). Auto stało u niego 4 tygodnie, i nic. Auto zawiozłem wtedy do ASO w Lubinie. Tam postawiono diagnozę, że do wymiany jest kołnierz wału korbowego i uszczelniacze. Oczywiście zgodziłem się na wymianę tego. Auto stało tam 10 dni. We wtorek je odebrałem, stwierdzono że usterka, z która przyprowadzono auto została zlikwidowana, natomiast przyczyną wahań wskaźnika temperatury jest walnięty termostat. Ok skoda dojechała do Głogowa (40 km) bez problemu, niby wszystko ok. Postawiłem ją na bazie, by stała w spokoju pod okiem kamery bym się nią zajął dalej. Dzisiaj postanowiłem ją przepalić, i niestety ku mojemu zdziwieniu, po przejechaniu ok 10 km. i nagrzaniu się silnika auto odwala dalej te same numery....
Nie mam już siły do tego auta, bo nawet ASO nie potrafi ogarnąć co w nim siedzi. Auto nie pokazuje żadnych innych błędów prócz czujnika położenia wału. Może ktoś z was spotkał się z podobnym przypadkiem? Serwis zapewnia mnie że wilgoć czy woda to przypadek, ale niestety ja twierdzę inaczej, bo wszystkie "odpały" były bezpośrednio powiązane z wodą. Bardzo prosze was o opinie, podpowiedzi i pomoc.
Komentarz