W styczniu jeździłem kiedyś w śnieżny dzień. Po przyjeździe do domu włączył się alarm, zgasło przednie prawe światło mijania, kierunki prawy-przedni oraz lewy-tylny, niektóre żarówki w tylnych lampach, na kokpicie sygnalizacja uszkodzonej żarówki. Do tego kierunkowskaz tyka szybciej (ale żarówki mrugają w normalnym tempie).
Samochód postał w suchym garażu, w tym czasie sprawdzałem żarówki, bezpieczniki, dotarłem do bezpieczników pod maską, wyciągnąłem przekaźniki i... naprawiło się. Uznałem, że to przekaźnik zaciął się.
Ale dziś znowu jeździłem w kopnym śniegu. Po parkowaniu wsiadam i identyczna usterka. Od razu wyjąłem przekaźnik, ale to nie to.
Zatem trop styczniowy był błędny, zapewne chodziło o czas niezbędny na wysuszenie "czegoś".
Co może dawać efekty w postaci takiego zestawu usterek?
Samochód postał w suchym garażu, w tym czasie sprawdzałem żarówki, bezpieczniki, dotarłem do bezpieczników pod maską, wyciągnąłem przekaźniki i... naprawiło się. Uznałem, że to przekaźnik zaciął się.
Ale dziś znowu jeździłem w kopnym śniegu. Po parkowaniu wsiadam i identyczna usterka. Od razu wyjąłem przekaźnik, ale to nie to.
Zatem trop styczniowy był błędny, zapewne chodziło o czas niezbędny na wysuszenie "czegoś".
Co może dawać efekty w postaci takiego zestawu usterek?
Komentarz