Żeby było śmieszniej wczoraj z Yarkiem i drugim kumplem wspominaliśmy między innymi skakanie z wysokich huśtawek na odległość i związane z tym "przygody".
U mnie taka przygoda skończyła się skręceniem nogi a że działo się to 3 dnia koloniach z dala od domu to spędziłem resztę czasu na balkonie ośrodka z noga na poduszce. Po powrocie do domu dostałem wpie%&*l od Mamy za to że nie byłem grzeczny......to były czasy.
Cieszę się że wychowywałem się w czasach gdy internet i telefony komórkowe były dopiero w powijakach. A patrząc na ilość blizn na nogach, rękach, plecach (spadłem sobie z drzewa :szeroki_usmiech ) mogę stwierdzić że miałem ciekawe i udane dzieciństwo.
i to jest niezły pomysł Ale jak ostatnio pooglądałem sobie takie olbrzymie Lego (szukaliśmy z zoną prezentu urodzinowego dla chrześniaka) to miałem nieodpartą chęć je zakupić i poukładać w domu :diabelski_usmiech
Pamiętam, że prawdziwą skarbnicą był śmietnik za przychodnią.
Znajdowaliśmy tam całą masę tabletek, którymi bawiliśmy się w lekarza (żarliśmy, a jakże... Kto wyglądał na "najchorszego", ten zjadał najwięcej)...
W śmietniku tym znajdowaliśmy również zużyte igły od strzykawek, z których robiliśmy groty do strzał... Wystarczyło je tylko w kałuży wypłukać, żeby się nie kleiły do łapek. Ale jak kiedyś mama zobaczyła, że mamy ostrą amunicję, to mnie sprała i zabroniła z tego do siebie strzelać, żeby oka komuś nie wybić... I przyjęliśmy zasadę, że strzałami z igłami można strzelać tylko w dupę, nogi albo plecy
Życie nie jest ani tak złe, ani tak dobre, jak to sobie wyobrażamy.
Żeby było śmieszniej wczoraj z Yarkiem i drugim kumplem wspominaliśmy między innymi skakanie z wysokich huśtawek na odległość i związane z tym "przygody".
U mnie taka przygoda skończyła się skręceniem nogi a że działo się to 3 dnia koloniach z dala od domu to spędziłem resztę czasu na balkonie ośrodka z noga na poduszce. Po powrocie do domu dostałem wpie%&*l od Mamy za to że nie byłem grzeczny......to były czasy.
Cieszę się że wychowywałem się w czasach gdy internet i telefony komórkowe były dopiero w powijakach. A patrząc na ilość blizn na nogach, rękach, plecach (spadłem sobie z drzewa :szeroki_usmiech ) mogę stwierdzić że miałem ciekawe i udane dzieciństwo.
W prawdzie z huśtawek nie skakałem ale kiedyś skakaliśmy z kumplami z rusztowania(wysokość 2 piętra) na kupkę piachu, nikt sobie wielkiej krzywdy nie zrobił :diabelski_usmiech
W prawdzie z huśtawek nie skakałem ale kiedyś skakaliśmy z kumplami z rusztowania(wysokość 2 piętra) na kupkę piachu, nikt sobie wielkiej krzywdy nie zrobił :diabelski_usmiech
mój staruszek skakał tak na kupe piachu ale na tyłek 1 za którymś razem już go tak bolał że sobie rękę podłożył :roll: niestety ręka okazała się bardziej krucha od dupy 1 1 1 1 1
W prawdzie z huśtawek nie skakałem ale kiedyś skakaliśmy z kumplami z rusztowania(wysokość 2 piętra) na kupkę piachu, nikt sobie wielkiej krzywdy nie zrobił :diabelski_usmiech
mój staruszek skakał tak na kupe piachu ale na tyłek 1 za którymś razem już go tak bolał że sobie rękę podłożył :roll: niestety ręka okazała się bardziej krucha od dupy 1 1 1 1 1
No to chyba też się załapuję do tego pokolenia. Głowa cerowana 2 razy, wstrząs mózgu- na ślizgawce się wyrąbałem, lania nie dostałem, bo pół dnia rzygałem. Z kumplami nad morze skakaliśmy ze schodów- konkurs wygrałem, a w nagrodę dostałem gips na 1,5 miesiąca. W wieku 6-7lat zrobiłem działko na sprężone powietrze i z kuzynem strzelaliśmy do ptaków, kotów i wszystkiego co się ruszało. Jak to dzieciaki mieliśmy swoją tajną bazę. Pewnego dnia dla ochrony naszych skarbów wykopaliśmy dołki i zakryliśmy je gałązkami i trawą, a potem kazaliśmy za karę kumplowi, bo nie kupił oranżady, przebiec po torze przeszkód i oczywiście wywalił się na pierwszej dziurze. Pewnego dnia zagnieździły się osy niedaleko naszego pola. Ukradłem dziadkowi rozpuszczalnika i wygoniliśmy je. Oj dużo tego było, aż miło powspominać.
Lata 80-te zamiast placu zabaw , plac budowy.... Fajnie teraz sie wspomina te czasy , te zabawy , pomysły.... :diabelski_usmiech :diabelski_usmiech :diabelski_usmiech
z kumplami z rusztowania(wysokość 2 piętra) na kupkę piachu, nikt sobie wielkiej krzywdy nie zrobił
My skakaliśmy z drzewa do stawu gdzie było 1.5m wody. Kumpla tak wciągnęło w błoto na dnie, że wylazł bez majtek cały czarny od mułu. A na dupę załapał pijawkę. :szeroki_usmiech
W Polsce nie ma kryzysu.
Kryzys jest w państwach, w których kiedyś był dobrobyt.
Plastikowe rybki łowione z beczki do dziś pamiętam, bo w tym momencie mogło zakończyć się moje życie (w wieku 5lat), ale na szczęście wrzask kuzynki sprowadził wujka, który wyciągnął mnie za nogi z wody :lol: Do dziś się z tego śmiejemy...chociaż nie było to śmieszne dla rodziców
Uwielbienie od 6 roku życia do szpilek i chodzenie w nich po schodach Skończyło się to turlanym spadnięciem z pierwszego piętra na parter i rozbiciu wszystkich kwiatków jakie na nich stały Jedyne co pamiętam to tekst do mamy: mamusiu nic się nie stało ...a mama jak mnie zobaczyła całą w ziemi nie mogła przestać się śmiać :szeroki_usmiech
Boję się koni..... sąsiada koń gonił mnie z koleżanką aż po same drzwi do domu :lol: sąsiad przyszedł po konia i na tym się skończyło
Miło się wspomina lata dzieciństwa :szeroki_usmiech
Boję się koni..... sąsiada koń gonił mnie z koleżanką aż po same drzwi do domu :lol: sąsiad przyszedł po konia i na tym się skończyło
Mnie gonił baran dziadka jak miałem może z 6 lat. Jak mi przyfasolił to przez tydzień nie mogłem siedzieć.
A moja lepsza połowa do dziś boi się gęsi bo ją ganiały w młodości. :diabelski_usmiech
W Polsce nie ma kryzysu.
Kryzys jest w państwach, w których kiedyś był dobrobyt.
Ech... moje wspomnienia z dzieciństwa jeszcze wcześniejsze niż większości z was.
Czasy parę lat po wojnie - Katowice. W okolicznych lasach pełno starych stanowisk obrony plot. Wykopywało się skrzynki z amunicją(oj, głupi byliśmy... ale nikt nie zginął) i, początkowo, wykręcało zapalniki i przerabiało na coś w rodzaju dzwoneczka (terkotały bo odliczeniu kilku-kilkunastu sekund). W bardziej zaawansowanym wieku (hmm.. 12-14 lat?) doszliśmy już do wysadzania pocisków w lesie przez spuszczenie kamienia na zapalnik pocisku - pocisk 88mm potrafi ściąć drzewo z pniem o średnicy prawie metra. Do dzisiaj pamiętam lanie które spuścił mi i mojemu najlepszemu przyjacielowi jego ojciec, kiedy zabawiliśmy się w ten sposób z murowanym śmietnikiem na jego posesji ... jak również wizytę UB po ostrzelaniu listonosza(oczywiście nie trafiliśmy w niego- nawet nie mieliśmy takiego zamiaru - pociski przechodziły wysoko nad głową) z zestawu wiatrówka+kapiszonowiec...
Moje dzieci jeszcze mają podobne wspomnienia, moje wnuki już niestety nie - sa wychowywane "sterylnie", ale cóż - to cena która płacimy za postęp.
A zabawki - cóż- od tego jest sie rodzicem żeby mówić że kupuje sie zabawki dla dzieci a potem bawić sie nimi samemu - mój ojciec dokładnie tak postępował jak kupował sobie motocykle.
Tak zacząłem wspominać jak było to pierwsze co pamiętam to zabawa w żużlowców na BMXach. Do dziś mam bliznę przez całe kolano jak za nisko w zakręcie zszedłem
Kiedyś kumplowi życie uratowałem bo mieliśmy takie bajorko, niby nie duże ale jak się tam wlazło to muł momentalnie wciągał plus dość głębokie my niscy. Kolega bardzo chciał mi pokazać coś na brzegu tego i wesoło wpadł do wody. Wyciągnąłem go, poszedł się przebrać i zabawa trwała dalej. Ale do tego "akwenu" już się nie zbliżał
Niedawno byłem na osiedlu na którym mieszkałem mając 4-6 lat. Kiedyś wszystko było takie duże, te wszystkie niezapomniane przygody, które tam były, przyjaźnie. Dziś nie ma nic, zwykłe osiedle ludzie się mijają, nikt nie siedzi pod blokiem i nie krzyczy "mama rzuć kanapkę"
Nasze zabawy w latach 80-tych to:
Wrzucanie do ogniska pojemników ciśnieniowych po perfumach itp. im więcej jeszcze było wkładu tym lepiej. Raz kumpel przyniósł pełny pojemnik. Po wybuchu ognisko wyparowało
Jak obkładali bloki płytami azbestowymi to rzucalismy się skrawkami tych płyt. O rakach nikt wtedy nie wspominał.
Kilka szyb też się zbiło jak piłka poszła za wysoko.
Po powrocie do domu z roweru nie obyło się od smarowania kolan i łokci na fioletowo :szeroki_usmiech
Pływanie po gliniance na tratwie (tzn. na dwóch związanych drutem podkładach kolejowych) ...
Oczywiści nikt nie potrafił pływać
Czasem łowiliśmy w tej gliniance karasie i piekliśmy je nad ogniskiem rozpalonym z desek, papy i opon
A pamiętacie jak się robiło betonowy strup po rowerowej wywrotce na asfalcie? Na zdarte kolano trzeba było nasypać kurzu i piasku (który zwykle zalega wzdłuż krawężnika) i uklepać :P Po kilkunastu minutach można było śmiało pedałować dalej, tylko czasem trzeba było dosypać trochę suchego do strupa, gdy przeciekał.
Życie nie jest ani tak złe, ani tak dobre, jak to sobie wyobrażamy.
Heh fajnie tak powspominać :wink: mimo iż nie jestem aż taki stary :lol: to za moich czasów za "bajtla" też wkładaliśmy aerozole do ogniska albo petardy do szklanych butelek i w nogi za pierwsze lepsze drzewo, nie mówiąc już o wojnie na wykopach jak kładli rury i rzucanie gliną, czy przejażdżkę na wagonach. Nie był człowiek rozsądny oj nie
Na torach najfajniejsze były "baniole". Tak nazywaliśmy granulat wożony do przetopu do huty, który gęsto i często można było znaleźć na torach. Idealne naboje do gabli (ciężkiej procy)
Życie nie jest ani tak złe, ani tak dobre, jak to sobie wyobrażamy.
Komentarz