Na łące pasie się ogromny byk. Spokojnie skubie kolejne kęsy soczystej trawy dokładnie je przeżuwając. Nagle spostrzega w oddali biały punkt. Nie przerywając posiłku zaczyna go obserwować. Punkt, przybliżając się, zmienia się w kulkę, która podtacza się do byka i okazuje się być królikiem. Podbiegłszy do byka królik strzela palcami i mówi:
- Ty, łochu rogaty, zjeżdżaj mi z drogi! Zrozumiano?
Byk niewzruszony przeżuwa świeżo skubnięte źdźbła trawy, bacznieprzyglądając się królikowi. Królik:
- Te, pokrako! Ogłuchłeś? Powiedzialem spieprzaj dziadu! Bo w łeb oberwiesz!
Byk nawet nie przestąpił z nogi na nogę. Skubnął trawy i przeżuwa.
Królik atakuje:
- A tobie co? Uszy g*wnem zarosły!? Jak mi za dziesięć sekund nie zejdziesz z drogi, to tak ci nakopię do dupska, że pękniesz! Zrozumiałeś, pało śmierdząca!? Raz... dwa... trzy...
Byk parsknął, odwrócił się do królika tyłem, uniósł ogon i wypróżnił na niego całą zawartość końcowego odcinka okrężnicy, po czym niespiesznym krokiem odszedł.
Po pięciu minutach podszedł do tego, co, było, nie było wypadło mu spod ogona - cisza.
Po dziesięciu minutach znów podszedł - muchy zdążyły się zlecieć, urządzając sobie bachanalia, ale ciągle cisza.
Po piętnastu minutach znów wrócił na swoje stare miejsce. Królik zdołał wytknąć głowę z obfitej sterty guana. Właśnie opróżniał usta z pozostałości po niedotrawionej przez byka seradeli, a zauważywszy go wrzasnął:
- Co!? Zesrałeś się ze strachu!
- Ty, łochu rogaty, zjeżdżaj mi z drogi! Zrozumiano?
Byk niewzruszony przeżuwa świeżo skubnięte źdźbła trawy, bacznieprzyglądając się królikowi. Królik:
- Te, pokrako! Ogłuchłeś? Powiedzialem spieprzaj dziadu! Bo w łeb oberwiesz!
Byk nawet nie przestąpił z nogi na nogę. Skubnął trawy i przeżuwa.
Królik atakuje:
- A tobie co? Uszy g*wnem zarosły!? Jak mi za dziesięć sekund nie zejdziesz z drogi, to tak ci nakopię do dupska, że pękniesz! Zrozumiałeś, pało śmierdząca!? Raz... dwa... trzy...
Byk parsknął, odwrócił się do królika tyłem, uniósł ogon i wypróżnił na niego całą zawartość końcowego odcinka okrężnicy, po czym niespiesznym krokiem odszedł.
Po pięciu minutach podszedł do tego, co, było, nie było wypadło mu spod ogona - cisza.
Po dziesięciu minutach znów podszedł - muchy zdążyły się zlecieć, urządzając sobie bachanalia, ale ciągle cisza.
Po piętnastu minutach znów wrócił na swoje stare miejsce. Królik zdołał wytknąć głowę z obfitej sterty guana. Właśnie opróżniał usta z pozostałości po niedotrawionej przez byka seradeli, a zauważywszy go wrzasnął:
- Co!? Zesrałeś się ze strachu!
Komentarz